Strona główna » artykuły » wydarzenia » Visagino country festiwal 2007

VISAGINO COUNTRY FESTIWAL

Impreza w Alamo – Milano. Dużo ludzi, świetna zabawa. Rozmawiam z Michałem LONSTAREM i Magdą „Wilczycą”. Michał opowiada historię jak to on musiał się wyspać a w innych pokojach hotelu ludzie się jeszcze bawili. Pada pytanie gdzie to było. Michał mówi ze na Litwie u naszych sąsiadów i zaczyna następną opowieść o festiwalu organizowanym przez naszych sąsiadów, o atmosferze która tam panuje, o świetnej organizacji. Magda dodaje opowieść o ludziach i to zarówno tych którzy występują jak i tych którzy słuchają.

Wszyscy słuchamy i chłoniemy te opowieści, zdziwieni że jeszcze tam nas nie było. Na festiwalu który odbywa się od 15 lat.
Słuchając opowieści Michała i Magdy pomyślałem że trzeba koniecznie zapromować ten festiwal. Trzeba tam pojechać. niech nasi sąsiedzi zobaczą że mamy nie tylko świetnych wykonawców i zespoły, ale również znakomitą publiczność, która lubi i umie się bawić, i która kocha muzykę country.
Poniżej artykuł autorstwa Magdy „Wilczycy” Łuszczyńskiej opisujący zeszłoroczny festiwal. Mam nadzieję, NIE, jestem pewny że po jego przeczytaniu wielu z Was tak jak ja zapragnie pojechać do Visagino.

W galerii znajdziecie trochę więcej zdjęć z tej imprezy z zeszłego roku.
Tegoroczny festiwal odbywać się będzie 15 – 16 sierpnia. strona internetowa festiwalu to www.visaginocountry.lt
Życz ę przyjemnej lektury:
Piotr Pleskot „dzidzia”




KURS NA PÓŁNOCNY WSCHÓD

Są miejsca, do których się jedzie, a potem wraca do domu. Ale są miejsca, do których się WRACA, tak jak się wraca do domu. Chcę wam opowiedzieć o takim właśnie miejscu, o takim „domu poza domem”, do którego od pięciu lat regularnie powracam, jak do własnego domu, przyjaznego i gościnnego, odległego geograficznie, ale bliskiego sercu. Tym miejscem jest Visaginas z jego dorocznym festiwalem muzyki country.
A zatem...
... po raz piąty podśpiewuję w trasie „On The Road Again” mijając dobrze znane znaki drogowe, przydrożne bary i stacje benzynowe, gdzie i mnie też już poznają. Jeszcze tylko wizyta w kantorze na granicy, kontrola paszportów i... jeszcze tylko 360 kilometrów. Dlaczego AŻ 360?!
Za kierownicą – Lonstar, a pasażerami są tym razem nasi goście z Niemiec – Suzie Candell (świeżo po sukcesach w Szwajcarii i Mrągowie) oraz jej chłopak, znany kompozytor i piosenkarz Marque, który na ostatnich 100 km zastąpi Lonstara na stanowisku drivera. Ale... po kolei.


ENERGIA NUKLEARNA I ENERGIA MUZYKI

Visaginas, na północnym wschodzie Litwy, tuż przy granicy z Łotwą, pośród malowniczych lasów i jezior Parku Narodowego Aukstaitija. W przeciwieństwie do większości miast nie posiada wielowiekowej historii. Powstało ok. 30 lat temu, dosłownie od zera, w środku puszczy między dwoma jeziorami, jako „sypialnia” pracowników miejscowej elektrowni atomowej. Toteż całą zabudowę: domy, sklepy, hotel, szkoły itd., wzniesiono według jednego całościowego projektu w jednym stylu. Odwrotnie jest z mieszkańcami. Pierwotnie ich tu w ogóle nie było; napłynęli z wielu regionów ówczesnego ZSRR i stanowią zróżnicowaną mozaikę narodów i kultur. Dzięki temu Visaginas nie ma wcale charakteru prowincjonalnego. Jest nowoczesne, światowe i żywe, mimo, że liczy niecałe 30 tysięcy ludzi. A raz do roku, w połowie sierpnia, ta liczba się podwaja. Bo właśnie wtedy odbywa się tu festiwal VISAGINO COUNTRY, największy i najwspanialszy w tej części globu. Gdy Litwa dołączyła do UE, została zobligowana do zamknięcia reaktora. Na szczęście powstał litewsko-polsko-estoński projekt budowy nowej elektrowni, która zapewni byt Visaginianom.
Ale najwięcej energii i witalnej siły bierze się tu z muzyki country i jej sierpniowego święta.



ÓSME PIĘTRO I STADION W LESIE

Około północy lądujemy bezpiecznie na parkingu pod hotelem „Aukstaitija”, gdzie w recepcji już czekają na nas klucze do pokoi i powitalne uśmiechy. Mały przytulny pokoik na ósmym piętrze, szeroki parapet i wielkie okno, z którego rozciąga się widok na pobliskie osiedle i las ze stadionem - tam już od rana będzie głośno. Rozsiadam się wygodnie na tym parapecie, biorę głęboki wdech leśnego powietrza i przy kuflu lokalnego „Utenosa” nadsłuchuję odgłosów zbliżającego się festiwalu. Wróciłam tu. Jestem w domu...
Fenomen „Visagino Country” zaczął się 14 lat temu, od skromnej imprezy rodzimych zespołów. Ale bardzo szybko skrystalizował się dynamicznie rozkwitający festiwal.

Dziś jest to wielkie, znaczące i prawdziwie międzynarodowe wydarzenie kulturalne, o udział w którym zabiegają coraz liczniejsi wykonawcy country z całego świata. Efektywna promocja i profesjonalna produkcja zachęcają do współpracy media i sponsorów, a to zapewnia organizatorom komfort finansowy. Na festiwalowych koncertach pojawia się od 15 do 30 tysięcy widzów – z Litwy, Rosji, Łotwy, Estonii, Skandynawii, Niemiec, również z Polski.
A przez scenę przewija się czołówka wykonawców lokalnych i najlepsi reprezentanci całej Europy, plus Amerykanie, Kanadyjczycy, Australijczycy... A bilety? Dwudniowy karnet na cały festiwal to w przeliczeniu... ok. 25 złotych. I to wcale nie jest żart.
W tej wielkiej produkcji zaskakuje ciepłe, indywidualne traktowanie artystów. Każdy zespół ma swojego pilota – opiekuna, który włada językiem swoich podopiecznych i informuje na bieżąco o festiwalowych wydarzeniach. Prezydent festiwalu, Elena Čekienė, mimo nawału obowiązków, wita przybywających uśmiechem i choćby chwilą osobistej rozmowy.



O poranku pierwsze kroki kierujemy na stadion, który – jak całe miasto – jest dosłownie zagubiony w lesie. Na brzegu jego płyty gigantyczna scena z potężną aparaturą dźwiękową i świetlną.

Ekipa techniczna – życzliwa i kompetentna, czujnie reagująca na wymogi muzyków. To co ustalone podczas próby, NA PEWNO będzie zrealizowane na koncercie, a to olbrzymi komfort dla artysty i dla słuchacza.
Cały obwód bieżni obstawiony jest dziesiątkami stoisk oferujących wszystko – od płyt country i kowbojskich kapeluszy, poprzez zwykłe gadgety i smakołyki lokalnej kuchni, po produkty głównego sponsora – browaru „Utenos”. I tu kolejne miłe zaskoczenie, które odnotowuję co roku. W tym wielotysięcznym, pijącym piwo tłumie czuję się bezpiecznie. Nie ma agresji, nie ma atmosfery zagrożenia, nie ma typowych dla naszych imprez zaczepek, prostackich pseudo–zalotów, zapijaczonych „zwłok” ani rozrób. Jest tylko dobra zabawa, kultura i radość ludzi zjednoczonych wspólną pasją. Jest jakaś dobra energia.


COUNTRY W DOBRYCH RĘKACH



Właściwe koncerty festiwalowe poprzedza dzień konkursowy pod nazwą „Country Hopes” (Nadzieje Country), gdzie w drodze eliminacji wyłaniane są najlepsze litewskie zespoły muzyczne i taneczne. I tu dopiero się można zdziwić: w kraju, gdzie mieszka 10 razy MNIEJ ludzi, niż w Polsce, jest WIĘCEJ countrowych zespołów! Wiele z nich to jeszcze dzieciaki, ale ich wykształcenie muzyczne, poziom wykonawczy i wyczucie stylu, to dla nas pouczająca lekcja szacunku i pokory. Te dzieci uczą się pod okiem fachowców, od małego dostają dobre wzorce, do tego są doinwestowane przez prężne instytucje kulturalne: grają na dobrych instrumentach, są stylowo ubrane i co ważne – często występują, a to silna motywacja.
Litewskie country jest w dobrych rękach.


KONCERTY



„Visagino Country” to festiwal, którego coroczny program pokazuje nam pełne spectrum muzyki country. I tak w tym roku mogliśmy posłuchać: bluegrassu w wykonaniu Banjo Jumping Band z Węgier, western-swingu w wydaniu holenderskiej grupy Panhandle Swing, folkujaco - gospelowego Kanadyjczyka Coreya Doaka, tradycyjnych Duńczyków z Country Express oraz tanecznego honky-tonka, którego solidną porcję zapewnili Klova Band z Litwy oraz Peter & The Rowers ze Słowacji. Był także piękny solowy koncert litewskiego artysty-legendy, Virgisa Stakenasa, który oprócz występów na „Visagino Country” jest jego współtwórcą, a w tym roku także konferansjerem obu wieczorów. No i oczywiście najbliższe memu sercu i upodobaniom, czyli modern country, w którym to gatunku sobie równych nie mieli: Steve Haggard, Allan Lehmann & The Nashville Allstars z USA, „nasza” Suzie Candell z Niemiec i Lonstar. A na zamknięcie tego przeglądu stylów i artystycznych osobowości, a przy okazji na zamknięcie festiwalu w ogóle, porcja country-pop-americany w osobie Rachael Warwick z Wielkiej Brytanii.



Nie robiłam notatek, ani nie ustawiałam sobie kolejności, ale kilka koncertów wspominam szczególnie:
Fenomenalne wykonanie utworu „Devil Went Down to Georgia” przez Petera & The Rowers – słowacką grupę, która święci coraz większe triumfy na europejskiej scenie country i wysłuchawszy całego koncertu muszę przyznać, że ich wysoka pozycja w rankingach jest całkowicie zasłużona, a „Devil..” nie był jedynym utworem, który dobrze wykonali. Własna twórczość, także w języku angielskim, pokazuje, że Peter i jego grupa wiedzą doskonale co chcą grać i wiedzą jak to robić.



Świetne nowe brzmienie „Klova Band”. Algirdas Klova, wielce zasłużony dla litewskiego country muzyk, to nietuzinkowa postać. Jego kolejne formacje i projekty obserwowaliśmy nie tylko na Litwie - kilkakrotnie gościł ze swoimi muzykami także w Polsce: w warszawskim klubie „Oczko”, na koncertach w „Patataj-u” w Kaniach i w paru innych miejscach. Wyższe wykształcenie muzyczne i miłość do skrzypiec niosą go od projektu do projektu, często w międzynarodowych składach. Do niedawna kojarzyłam go wyłącznie z bluegrassem, a tymczasem w tym roku kompletnie zaskoczył nas nowym brzmieniem, które mnie zdecydowanie bardziej się podoba. I chyba nie jestem odosobniona w swej opinii, bo obserwując specjalnie do tańca ustawioną platformę z łotewskimi tancerzami i reakcje publiczności, miałam wrażenie, że to jest właśnie to, czego wszyscy chcą słuchać.

Ponad godzinne koncerty Steve’a Haggarda z zespołem oraz Suzie Candell z Lonstar Bandem, które wzbudziły wiele pozytywnych reakcji.



Steve’a i jego zespół poznaliśmy w Niemczech w ub. roku i to, co spodobało nam się najbardziej w tym zespole, to autentyzm. Muzycy z Nashville Allstars mają tą „Amerykę we krwi” i to słychać. Co ciekawe - grupa ta, to mix Nashville i Texasu, skąd pochodzą liderzy Steve i Joel oraz muzyków angielskich i niemieckich, mieszkających na stałe w USA. A sam koncert ? Styl i klasa, radość ze wspólnego grania i dzielenie się tym z publicznością. Przede wszystkim własne piosenki Steve’a i Joela, do tego ze dwa covery. Godzina ich koncertu minęła jak kilka minut.


Podobnie rzecz ma się z Suzie Candell. Ta dwudziestojednolatka z Niemiec, którą Lonstar poznał za pośrednictwem wspólnego producenta, także urodziła się by śpiewać country.



Śpiewa wyłącznie po amerykańsku, dojrzałym, stylowym głosem, zaskakującym w zestawieniu z filigranową figurą i dziewczęcym uśmiechem. Koncert Suzie to głównie utwory, napisane dla niej, także przez amerykańskiego songwritera, Rona Gardnera, które znalazły się na jej debiutanckiej płycie „I Gotta Be Me”. Piosenki, o których sama Suzie mówi, że z każdą z nich może się identyfikować, jak ona pełne młodzieńczego żywiołu, rosnącej pewności siebie, radosne, ale także te poważne, pełne zadumy ballady o rzeczach ważnych. Od pierwszej minuty swojego show Suzie porwała publiczność, a publiczność zrewanżowała jej się szczerym entuzjazmem i huraganem braw. Z radością patrzyłam na tłum, roztańczony podczas wesołej historii pt „Billy Loves His Car” i zasłuchany w poruszającą balladę „The One That Got Away”.

Koncert Lonstara, przedostatni punkt soboty, złożony był prawie wyłącznie z nowych autorskich piosenek w amerykańskiej wersji, które już za kilka tygodni znajdą się na najnowszej płycie „What’s This Country Thing?”. Ponieważ uprawianie automarketingu i ocenianie show własnego męża, zwłaszcza, że sama także w nim brałam taneczno-promocyjny udział, byłoby co najmniej nie na miejscu, więc niech jego recenzją będzie stwierdzenie jednego z wieloletnich uczestników festiwalu: „Czegoś takiego jeszcze na „Visagino Country” nie było!”.



Taneczną oprawę obu wieczorów zapewniła nasza polska grupa Rodeo, którzy jak zwykle nie zawiedli, pokazali piękne, żywiołowe i perfekcyjnie wykonane układy i zrobili bardzo dobre i duże wrażenie, a ponieważ wiem, że roztańczoną countrowo Litwę nie jest łatwo czymś zaskoczyć, należą im się tym większe gratulacje.




SIŁA NAPĘDOWA

Nie byłoby tego wszystkiego gdyby nie zaangażowanie i countrowa pasja kilku osób, najważniejszych dla tego festiwalu, czyli Eleny Čekienė – niezwykle silnej, konsekwentnej, a zarazem pełnej kumpelskiego ciepła szefowej całego festiwalu, Virgisa Stakenasa, który od początku ten festiwal współtworzył, o niego walczył i go promował.


Virgis to także artysta-instytucja, Numer Jeden na litewskim rynku i autor niezliczonej ilości piosenek, w tym festiwalowego hymnu „Seni Draugai”, który co rok śpiewany jest przez niego i wielotysięczną widownię w wielkim finale. Od kilku lat aktywny udział w organizacji festiwalu bierze Rūta Čekytė – córka Eleny.
Zjawiskowa, śliczna, rezolutna, emanująca radosną energią i naturalnym wdziękiem blondynka – jest jak festiwalowy promień słońca i nie ma oczu, które by na nią nie spojrzały. W tym roku zobaczyliśmy Rutę w nowej roli: jako konferansjerkę, prowadzącą koncerty wspólnie z Virgisem Stakenasem.
Tradycyjnie współorganizatorem festiwalu jest miasto Visaginas, które od kilku lat uosabia mer miasta - Vytautas Račkauskas, a główni sponsorzy to niezmiennie: Elektrownia Atomowa „Ignalina” i lokalny browar „Utenos”. Nowością natomiast w tym roku był patronat... Ministra Obrony Narodowej.



NIESPODZIANKI...



... zapewnili nam wyżej wymienieni. I to dosłownie NAM, czyli naszej ekipie. Minister Obrony Narodowej nagrodą dla najbardziej obiecującej młodej „Gwiazdy Jutra” wyróżnił naszą podopieczną, Suzie Candell, zaś główny sponsor, „Utenos” ufundował nagrodę za zasługi w popularyzacji „Visagino Country” i przyznał ją... Lonstarowi, któremu zaskoczenie i wzruszenie na kilka sekund odebrało mowę, zwłaszcza że nagrodą jest piękna, wysokiej klasy gitara akustyczna! To wielkie wyróżnienie, zważywszy, że to dopiero druga taka nagroda w 14-letniej historii festiwalu.


WIELKI FINAŁ
Musicie uruchomić całą waszą wyobraźnię, żeby to „zobaczyć”: gorąca, sierpniowa sobotnia noc, tęczowe eksplozje fajerwerków, na olbrzymiej scenie – olbrzym Virgis Stakenas śpiewa festiwalowy hymn o starych przyjaciołach, otoczony tłumem starych i nowych przyjaciół – artystów, a wraz z nim śpiewa 30 tysięcy ludzi: trzymających się za ręce, przytulonych do siebie, kołyszących zapalniczkami lub powiewających flagami... Jedna z tych flag trafia w moje ręce, śpiewam znane na pamięć „Seni Draugai” i w ten sposób „zamykam” festiwal u boku Virgisa, dając się ponieść temu śpiewaniu, kołysaniu i tej dobrej, przyjaznej wibracji.





AFTER – AFTER – AFTER PARTY
Po sobotnim finałowym koncercie stadionowym, mimo późnej pory musiało stać się zadość kolejnej tradycji: w hotelu „Aukstaitija” podczas after party ruszyło jam session. Rozruszał je (i to już też tradycja!) Lonstar, oczywiście z pomocą swej dopiero co otrzymanej gitary. Spontanicznie dołączyła do niego Suzie Candell w pięknym duecie „When You Say Nothing At All”. Świetną zabawę zapewnił lokalny rodzinny zespół Vixva z rewelacyjnie śpiewającymi młodziutkimi siostrami.
A potem już tylko after – after party, dla najwytrwalszych, którymi okazali się Amerykanie i ... MY. Nieoficjalny jam trwał do 6 rano. To taka magiczna pora w Visaginas – co roku, gdy wracam z jam session, witam się ze złocistą kulą wschodzącego nad wierzchołkami sosen słońca. „Dzień dobry, słońce” – „Dobranoc, Magda”...

Jedynie Lonstar, który miał nas tego dnia dowieźć w całości do Wilna, przykładnie położył swą gitarę i siebie spać „już” o 5. Dzięki temu był w formie i poszedł na after – after – after party, czyli na countrową mszę do kościoła, gdzie już dwukrotnie wcześniej śpiewał, a tym razem dołączył tam wraz z kongregacją countrowców do Coreya Doaka.

Po powrocie natknął się na jednego ze swych amerykańskich partnerów z jam session. Na jego pytanie – gdzie był o tak wczesnej porze, odpowiedział: „Całą noc śpiewałem z wami diabłu, więc teraz postanowiłem zaśpiewać Bogu”. Na to Amerykanin: „Mnie też przydałoby się duchowe wsparcie. I aspiryna!”

EPILOG
„Kolejny raz „Visagino Country” przyciąga nas wszystkich do Visaginas – litewskiego Woodstock, litewskiej stolicy muzyki country. Ani deszcz, ani wiatr, ani spiekota nie stanie nam na przeszkodzie, by znów się tu spotkać. Jeżeli raz tu przyjedziesz - będziesz wracać co rok. Życzę wam samych szczęśliwych chwil i dobrej zabawy przy muzyce country”.

Tymi słowami Elena powitała w tym roku uczestników „Visagino Country” na wstępie festiwalowego katalogu. A ja się pod nimi obiema rękami podpisuję.


Text: Magdalena „Wilczyca” Łuszczyńska

Wszelkie prawa zastrzeżone © Wortale.net -