Strona główna » artykuły » wydarzenia » Wigilia Country - Alamo 2010 (Basia Knappik)

                                                          


     Gdzieś tu jest inaczej...

 

     W sobotę, 11. grudnia 2010 r., Warszawa przykryta śniegową kołderką, zdawała się zniechęcać do wieczornych wędrówek jej ulicami. Zacinający śnieg, wiatr, utrudniona widoczność, co bardziej „rozsądnych" przekonywały do pozostania w domowych pieleszach.  Ale nijak nie mogły przekonać do tego grupy zapaleńców (i to nawet spoza stolicy), której  niestraszne takie przeszkody. Spotkali się w miejscu, gdzie chłód nie miał prawa gościć. Był zmuszony pokornie pozostać przed drzwiami fortu „Alamo", w którym, jak co roku, głoszono „dobrą nowinę".

I to nie jedyną, bo jak się okazało, drugą ogłosiła Magda „Wilczyca", zdradzając niespodziankę przyszłorocznego Wolsztyna, przyjętą z ogromnym entuzjazmem i radością.

Stasek, jako wieloletni „majordomus" całego przedsięwzięcia, powitał ciepło i świątecznie przybyłych gości, życząc dobrej zabawy. Tradycyjne dzielenie się chlebem, otwierało zakamarki serc, wypuszczając układane od dawna serdeczności, „przypieczętowane" mocnymi  uściskami i buziakami. J

Stoły nieodmiennie „syciły" oczy i specjalnie, w tym celu, „wygłodzone" brzuchy. Z każdego zakątka dobiegał śmiech oraz gwar niekończących się rozmów, o tym, co też przyniósł mijający rok i o przyszłorocznych zamierzeniach.

     Ale oto nastał czas świątecznych podarunków. Dzięki zespołowi Rodeo uczestniczyliśmy w najprawdziwszej wojnie na śnieżki, którą przerwało pojawienie się zaprzęgu Świętego Mikołaja, dumnie prowadzonego przez czerwononosego Rudolfa i jego świtę, zalotnie kręcącą „reniferowymi" kuperkami. ;) I jeżeli myślicie, że cudów nie ma, to jesteście w błędzie... J Oto bowiem znaleźliśmy się, bez konieczności przekraczania granic, w cudownej lapońskiej krainie śniegu, gdzie było nam dane podglądać Mikołajową Rodzinę w zaciszu domowego kominka. Panią Mikołajową, która pieczołowicie dziergała szal, co by Mikołajowe gardło od ciągłego wykrzykiwania „Hoo! Hoo! Hoo!", nie polubiło się ze zdradliwą chrypą... ;) i latorośle w wieku różnym, począwszy od raczkującego oseska, bardzo zżytego z gumowym smokiem. ;)

W tę sielską krainę przytulności i miłości zabrał nas nieoceniony zespół Dancing Riders. Dziękujemy! J

Uczestnicy sobotniego koncertu Tomasza Szweda (18. grudnia) ponownie (w każdym razie niektórzy) dostąpią radości spotkania ze światem Mikołaja, jak najbardziej Świętego... ;)

     Szkoda jednak, że artyści jakoś nie dopisali, żeby nie powiedzieć... hmmm... Jedynym usprawiedliwionym jest Lonstar, który ku chwale polskiego country, zostawia ślady „naszej krwi" w Nashville. Gratulujemy i z niecierpliwością czekamy na płytę, która jest powodem Jego „amerykańskiego snu".

I tak sobie pomyślałam... na pewno wśród tak licznego grona, niejeden gra na gitarze, może harmonijce lub innym instrumencie (może to być nawet grzebień, cymbałki lub bardziej „skomplikowane" instrumentarium ;)). Przecież nie jest powiedziane, że sami nie możemy uderzyć w ton country'owych dźwięków i pokusić się o takie „country session". Podstawy już są, zważywszy na silną grupę kolędników, przy jednym ze stołów. Szczególnie Panowie przejawiali talent do śpiewów zespołowych. Basy poszły na całość do tego stopnia, że po słowach „Gloria, Gloria!" nasi pieśniarze otrzymali gromkie brawa. J

 

To był magiczny, uroczy wieczór. Na zewnątrz królowała zimowa noc, a wewnątrz jaśniało słońce.

Dla takich chwil warto żyć.

 

I pozwolę sobie zakończyć słowami Bruno Ferrero:

        „Wszyscy jesteśmy aniołami z jednym skrzydłem,

          możemy latać tylko wtedy, gdy obejmiemy drugiego człowieka"


Pamiętajcie o tym! I to nie tylko w Święta!

Barbara Knappik

 

Wszelkie prawa zastrzeżone © Wortale.net -