Strona główna » artykuły » wydarzenia » Basia Knappik - Świąteczny koncert Tomka Szweda 2008
 

Poniżej artykuł autorstwa Basi Knappik. Gdy się to czyta to aż żal że tam nie byłem. Dla tych co byli będzie na pewno przypomnieniem tych chwil spędzonych na słuchaniu tych magicznych utworów

 

 

 

KONCERT ŚWIĄTECZNY TOMKA SZWEDA 2008

 

I słowo stało się ciałem.

Spełniło się moje pragnienie. Mój "pierwszy raz" z Tomaszem Szwedem ;) 20. grudnia 2008 r. w Domu Kultury Ochota na koncercie wieńczącym 30-lecie Jego wędrówek po ludzkich życiorysach.

Przez lata oglądałam Go jedynie w okienku telewizora, zawsze z niecierpliwością oczekując tego spotkania. Darzę Szweda ogromną sympatią i szacunkiem. :) Obiecywałam sobie, że będę robić notatki, aby w pełni oddać treść tego, co będzie się działo (szczególnie, że niestety nie znam tak dobrze całej twórczości naszego barda, ale będę nad tym usilnie pracować... a może ktoś z Was mi w tym pomoże?). Ale... obiecanki-cacanki. Byłam tak zaaferowana, że bezwiednie poddałam się rytmowi tego "spektaklu", zapominając o przyrzeczeniu. A zatem wybaczcie niewielki chaos i moją nieudolność w "zeznaniach".

 

Pierwsza część spotkania była opowieścią z cyklu "Kiedy patrzę hen za siebie, w tamte lata, co minęły... ". Ale zrazu zostaliśmy poddani oczyszczającej terapii grupowej. Zajęły się nami Szwedowe ręce, które leczą, uwalniając nasze ciała i umysły od negatywnych emocji, by po chwili tę czynność przejął Jego równie uzdrawiający głos. Jeszcze tylko zostaliśmy poddani testowi naszych umiejętności wokalnych w pieśniach masowych, który (ku zadowoleniu terapeuty) wypadł nader pozytywnie.

 

I zaczęło się.

Cudowna podróż przez wspomnienia, wzruszenia, okoliczności towarzyszące powstaniu kolejnych pieśni, będących wynikiem przeżyć własnych artysty, poszukiwania swojego miejsca, istoty życia, ale także obserwacji ludzi, sytuacji, fragmentów zasłyszanych rozmów. Ta wnikliwość była/jest przyczynkiem narodzin "perełek", które radują nasze dusze. Każdy odnajdzie w nich siebie. Wielu osobom pomogły spojrzeć inaczej na pewne sprawy, może nawet zrozumieć je, wielu otworzyły oczy i serca na niedole tego świata, na jego podłość, obłudę i niesprawiedliwość. Bowiem Szwed pochyla się nad ludźmi, którym się nie udało (znakomita piosenka o pewnej akcji charytatywnej). W prostych słowach potrafi oddać rzeczywistość (również tę polityczną), wejrzeć w jej absurdy, odrzeć z zakłamania.

Bacznie wpatruje się w nas, w ziemię. Wsłuchuje się w nasze emocje i przenika wnętrza.

Jest PRAWDZIWY. Nie robi krzykliwego show. Uwodzi słowem, bawi się nim, smakuje, niczym Cyrano de Bergerac. Nie tylko tworzy poezję, On po prostu nią jest. To rzemieślnik przez duże "R". Opromienia nas swoim światłem. Jest również mądrym nauczycielem. Przypomina m.in.: "Miej czas dla innych"... bo żyjemy dla kogoś, nie dla czegoś, bo pewnego dnia ktoś może nie mieć czasu dla nas. A chyba tego nie chcemy...

 

Druga część przyjęła formę koncertu życzeń na żywo, stwarzając okazję do przypomnienia dawno nie słyszanych piosenek.

Publiczność bez skrępowania rozmawiała z artystą (i vice versa), śpiewała wraz z Nim i bez zahamowań, spontanicznie okazywała swoją radość. Wynikało to nie tylko z przychylności rzeczonego artysty, ale przede wszystkim z tego, że w zasadzie wszyscy, na czele z głównym "winowajcą" całego "zajścia", znają się od lat jak "łyse konie" (ja chyba byłam jedynym wyjątkiem).

Nie było napięcia, nie było bariery. Wokół panował ciepły klimat przyjaźni, byliśmy uczestnikami rodzinnej biesiady, podczas której serwowano wyborną, bardzo energetyczną, krzepiącą i refleksyjną strawę duchową. Uśmiech nie schodził z naszych twarzy, może jedynie w momentach zadumania nad treścią niektórych utworów. A było tego co niemiara. Nawet nie jestem w stanie (z tych emocji) wymienić wszystkich, które złożyły się na tę czterogodzinną!!! opowieść.

 

Nie można zapominać także o wspaniałym Zespole Opieki Zdrowotnej, towarzyszącym Tomaszowi Szwedowi:

Katarzyna Szubartowska - wspierająca swoim głosem Wandę Kwietniewską w reaktywowanym przez obecnego również na scenie Krzysztofa Gabłońskiego (gitary), zepole "Wanda i Banda".

Janusz Tytman - pierwsza, bezkonkurencyjna mandolina Rzeczypospolitej, członek zespołu "Szwagierkolaska". Postać niezwykła z uwagi nie tylko na ogromny talent, ale przede wszystkim na bezinteresowny udział w wielu przedsięwzięciach muzycznych, tylko z racji swojej miłości do wspólnego muzykowania.

Adam Szuraj - szurający ;) po instrumentach perkusyjnych, na co dzień pracujący w Radiu TOK FM.

Jacek Szafraniec - na gitarze basowej i znakomicie debiutujący Adam Rossa (o ile się nie mylę tak się nazywa) - przy fortepianie.

 

NIGDY nie zapomnę tego przemiłego wieczoru. Bo było tak, jak w piosence "Czasami nie chce się wracać do domu... ". I nie chciało się wracać!! Nie obyło się bez bisów, była kolęda, były życzenia, były nawet sztuczne ognie.

A nawiązując do tytułu koncertu "... i żyli długo i szczęśliwie" przy takim terapeucie mamy to zapewnione. :)

 

Świat muzyki byłby ubogi bez tej skromnej, niezwykle ciepłej, gościnnej i niewymownie charyzmatycznej osobowości.

I na koniec tylko "powiem", że...

NASZ WIELKI CUKIERNIKU DZIĘKUJĘ CI

za drzewo wrażliwości na nasz gust

za smaczny jego owoc dla naszych dusz...

 

i za... harmonijkę. :))

 

Już tęsknię do następnego spotkania z tym PRZYJACIELEM zwyczajnego człowieka. :))))

 

Barbara Knappik

Wszelkie prawa zastrzeżone © Wortale.net -